Dobry wieczór :)
Dzisiaj, sobotnią wieczorową porą, mam do pokazania coś trochę innego. Projekt jest długofalowy, bo w założeniu trwa rok i mam nadzieję, że uda mi się wytrwać, bo bardzo mi się podoba.
A chodzi o CALendarz, czyli kalendarz z calineczek, w oryginale 'inchies', czyli twory w formacie jeden na jeden cal. Prawda, że w obu wersjach językowych brzmią bardzo bardzo zgrabnie?
Zabawę na blogu UHK Gallery ogłosiła
Tores i tam od Niej właśnie możecie się dowiedzieć więcej na temat całego przedsięwzięcia.
Dłuższy czas temu miałam okazję podziwiać na żywo Toresowe comiesięczne calineczki i bardzo mi się podobały zarówno one, jak i cały koncept codziennego tworzenia takich miniaturowych zapisów zdarzeń i odczuć z naszego codziennego życia. No więc kiedy przeczytałam posta na UHKowym blogu, zapałałam chęcią tworzenia! ;) Tak się nakręciłam, że od razu zabrałam się za stworzenie bazy na moje calineczki i zdecydowałam się na taki kwadratowy zeszycik z okładką z papieru z kolekcji UHK Pastel i z szarymi kartkami w środku:
Same calineczki wycinałam z papieru akwarelowego, rysowałam na nich ołówkiem i czarnym cienkopisem, stemplowałam, czasem coś naklejałam i podmalowywałam akwarelkami. Wyszło trochę komiksowo ;)
Czy taki sam system będzie w kolejnych miesiącach - kto to wie - postaram się nie spinać i nie zakładać, że musi być spójnie.
Podjęłam się tej zabawy, bo chociaż jestem, jak to mówię, 'matka karmiąca z dzieckiem', to czułam, że tak mały format, nawet codziennie, będzie dla mnie prawdopodobnie wykonalny, a dodatkowo utrzyma mnie w jako takim ciągłym 'akcie tworzenia'. Jest to więc świetne ćwiczenie, na utrzymanie kreatywnej formy. I nie będę tutaj ściemniać - nie udało mi się jednak wykonywać jednej calineczki codziennie, ale robiłam sobie coś w rodzaju notatek i wolnej chwili nadrabiałam. A jeśli nie pamiętałam, co danego dnia zdarzyło się takiego innego, co odróżniało ten dzień od innych (bo czasem cały tydzień zlewa mi się teraz w jedną długą całość...), to np. calineczka zawierała informację, że... był piątek. I już :)
Widzę, że się strasznie rozpisałam, ale muszę dodać jeszcze jedno - jeśli zdecydujecie się dołączyć do zabawy (a mocno zachęcam!), to nie zrażajcie, jeśli któraś calineczka wyjdzie wam jakaś kulfoniasta i nie będziecie z niej zadowolone - nie róbcie jej pięć razy od nowa, ani nie zarzucajcie od razu całego projektu - ta kulfoniasta w towarzystwie reszty i tak będzie wyglądać dobrze i same się zdziwicie, jaki satysfakcjonujący będzie efekt. I to mówię ja - z jednomiesięcznym doświadczeniem, ha ha ;) Ale przynajmniej szczerze, bo takie miałam właśnie odczucia.
Ok, dosyć paplaniny, bo to chyba najbardziej rozpisany post na całym moim blogu ;)
Jeszcze raz zachęcam do CALendarzowania i bardzo dziękuję wszystkim zaglądającym i komentującym - strasznie miło jest wracać do blogowania, kiedy ma się tak ciepłe przyjęcie. Bardzo doceniam, że poświęcacie swój czas, żeby poczytać, co piszę i popatrzeć na to, co tworzę :*
Do następnego!